Pamiętam to, jakby to było dziś. Pełne smutku, zawiedzione spojrzenia rodziców, krzyki wściekłych Alph i dziwna samotność. Zostałem oderwany od rzeczywistości. Na własne życzenie.
***
Ziemia pod moimi łapami łatwo się ugniatała i co chwila zapadałem się prawie po kostki. Niedawno padało. Ostrożnie stąpałem, aby nie ugrzęznąć. Ze wszystkich stron dochodziły odgłosy lasu - pohukiwanie sowy, kroki zwierząt, szum drzew. Tworzyły one swoistą ciszę. Było spokojnie.
Oczywiście miałem przeświadczenie, że znajdowałem się na czyichś terenach bez pozwolenia. Przez to dziwne uczucie co chwila dostawałem dreszczy. Cóż miałem począć? Błąkałem się dwa lata, chyba pora się osiedlić.
- Kim jesteś?
Moje serce na chwilę stanęło. Odwróciłem się spokojnie i zobaczyłem biało-czarną waderę, patrzącą na mnie z zaciekawieniem. Raczej nie była zła.
Wziąłem głęboki wdech i przygotowałem się na wyrecytowanie doskonale zapamiętanej formułki. Tyle dni nikogo nie widziałem, więc trochę się stresowałem.
- Witaj. Nazywam się Nate Alexander, ale używam tylko pierwszego imienia. A ty?
(Marii?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz